ŻEGLOWANIE

 

w nocnym śnie

brodziliśmy wielkim żaglowcem

po olbrzymiej zalanej puszczy

podobnej do Amazońskiej

sternikiem był człowiek o blond włosach

i błękitnych oczach

pływaliśmy wśród olbrzymich drzew

które często blokowały nam drogę

na pokładzie nie było nikogo

oprócz mnie i sternika …

nie było bosmana

nie było majtka

nie było kapitana

tylko ja byłem przebrany za „śpiewającego pirata” z gitarą

z tym że zamiast chustki pirackiej miałem na głowie kapelusz

w pewnym momencie zerwała się potężna burza i połamała nam maszty

a wiatr zerwał mi kapelusz z głowy

co odfrunął jak ptak w nieznane strony

sternik mocno trzymał ster

a ja mocno trzymałem gitarę w rękach ku górze

która posłużyła nam za żagiel …

wkrótce burza zelżała

wypłynęliśmy z puszczy

na otwarty akwen wodny

a na horyzoncie pokazała się tęcza

dalej płynęliśmy spokojnie

do jakiegoś dziwnego portu zawinęliśmy

by odpocząć i zabrać ze sobą ludzi , którzy tam czekali na rejs

w dalszą drogę …

 

gdy statek zapełnił się ludźmi

ruszyliśmy w kierunku wschodu słońca

co nas prowadziło do celu z dalekiej podróży

po paru dniach i nocach żeglowania

wylądowaliśmy na bezludnej wyspie

pełnej owoców i śpiewających ptaków

bo nikt nie jest „samotną wyspą” … ha ha ha … tra la la … na na na …

 

 

J.kmb. Ślazyk – Słopniński  15.12.15.