TRISTEZA  -  Bal „wszystkich świętych „

 

Smutek i żal …  przyszły do mnie we śnie … zeszłej nocy

Ktoś rozgrzebał zagojone rany …  co znów zaczęły krwawić

Dzieciństwo …  pod Dziołkiem w Słopnicach … gdzie się urodziłeś …

Trudne …  pracowite od małego dziecka … ale piękne …  sentymentalne …

i  nie zapomniane …

 

Nie wiem czy wiecie ??? że na węgłach domu rodzinnego

Nasz tatuś ś.p. Marcin … wypisał inicjały Ś.M. …

i  Ś.P.    to jego …  i naszej mamusi ręce  … dom dla nas stawiały

W ciężkich i niełatwych czasach …

Za co nasz Tata  … zapłacił najwyższą cenę …

Bo za szybko odszedł … jakaż szkoda !!!

A ja jako najmłodszy …  tylko z opowiadań go pamiętam …

Pamięć !!!  niełatwych czasów wielka Zamieć !!!

 

Przedwczoraj … śnił mi się piękny sad , którego już dawno nie ma …

Spalony las  … w Brzeziu u dziadka... artysty kowala też Marcina jak Tata

Studnia zawalona mi się śniła … pod Dziołkiem … gdzie  się urodziłem …

Nie raz z niej wodę piłem... i do dziś pamiętam ... smak kryształowej wody ...

Stajnia pachnąca mlekiem …  i dwie mądre krowy …

Psy dwa mi się śniły …  mądrzejsze od ludzi ...

Gęsi , kury , kaczki i króliki w stajni

i przeróżne stworzenia … na podwórku jeszcze …

Gołębie …  co prześlicznie …   „rukowały” na wiosnę …

Co skrzydeł dodawały … a ja wtedy myślałem …  że nigdy nie urosnę …

I że …  razem z nimi odlecę w ciepłe kraje …

Owce pasłem zeszłej nocy …  na „Dziołku”

Zboże ciąłem …  wraz z mamą Petronelą na „Górce” której żal … bo ???

Butelki zbierałem …  na „Paryjach” … a to było wysypisko śmieci …

Bo bieda wtedy była … że aż piszczało …

I sprzedawałem je w sklepie u Szewczyka …

Co by kupić sól i cukier , których w domu brakowało

Bo wszystkiego innego było w „brud”

masło swojskie , chleb , mleko , owoce , warzywa …

to wszystko było w ogródku i sadzie …

 

Po kolędzie …  chodziłem z szopką , Turoniem i Gwiazdą

Na polowanie jesienią i na wiosnę …  na tak zwaną „nagonkę”

na Pasierbiec i do Limanowej …  chadzałem piechotą na nogach …

do „Matuchny Bożej”

razem z mamusią …  a wtedy to „strasznie”  daleko było …

jedno wiem …  że przez to …  doświadczenia i wiary mi przybyło

dlatego dziś jestem … tym … kim … jestem … chociaż żalu i smutku …

nie da się wymazać … jak gumką w zeszycie … tak mi powiedział na koniec

mojego snu Wujek Władysław  brat mamy … co mnie wychował …

A tacy jak on … to rodzą się raz na … 100 albo 1000 lat !!!

Śniło mi się …  też … zeszłej nocy że …

Byłem nad rzeką  … pełną ryb

I „gołymi” rękami … je łapałem

Potem … zapaliłem ognisko …

A za chwilkę …  przy ognisku …

Pojawili się …  moi bracia i siostry

Przyjaciele i przyjaciółki

uczniowie i uczennice

z lat dziecinnych i  młodości

których nie byłem w stanie policzyć

zaczęła się biesiada …

 

Śpiewy i tańce

bal „wszystkich świętych”

do białego rana …

po balu

poszliśmy w góry wysokie

wszyscy razem …

A tam na szczycie spotkaliśmy …

tych których już dawno wśród nas nie ma

jakby czekali tam na nas … wysoko

co by się ucieszyć

że jesteśmy razem …

Co by nas zobaczyć

czy  pamiętamy …

i  nie zapominamy o nich

i że każdego roku o tej porze

się spotykamy …

 

Oprócz nich na szczycie …

było mnóstwo ptaków

co szybowały nad nami

i jakby chciały nam przypomnieć

że nie jesteśmy sami …

Jeszcze słońce w dzień

księżyc i gwiazdy nocą

też były z nami …

Bo ten sen … i bal „wszystkich świętych”

trwał trzy dni i trzy noce …

Sen się skończył

a życie toczy się dalej …

 

Dziś też pochowano w Warszawie

Tadeusza Mazowieckiego

mojego „starszego brata w wierze”

pierwszego Premiera Rzeczypospolitej Polskiej

po upadku „komuny” …

 

mądrego wyważonego  i wielkiego dyplomaty /polityka/

i nie tylko ... bo … dobrego spokojnego i szlachetnego  „człeka” …

tak mi się wydaje że :

takim był … i pozostanie w mojej pamięci …

I „ wieczne odpoczywanie … racz mu dać Panie ...”

 

 

moim bliskim i dalekim „wszystkim świętym”

don Giuseppe Ślazyk, Borgo San Pietro środkowa Italia góry Cicolano

Novembre 2013 /listopad/